niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział XVII "-Jakbyś chciał kiedyś spytać to ci odpowiem."

  Przepraszam za błędy od środy nie ruszałam sie z łóżka .________.


-Kto to!-wrzasnął i po chwili miałam guan-dao przy szyi. Widziałam że się na mnie nie patrzy i wyczuł po prostu gdzie jestem. Cicho się schyliłam aby nie kapnął się że zmieniam otoczenie.
-I tu cie mam-wyszeptałam mu na ucho i po chwili siedziałam na jego brzuchu okrakiem.
-Chika! Co ty tu robisz przecież zawsze biegacie do polanki! Sorry że cie chciałem zabić, nie wiedziałem że to ty.-mówił zaskoczony lenny.
-Nie mogę już z ścieżki sobie zejść? Spoczko nic się nie stało najwyżej już nie miałby kto drażnić tego całego hao.-zaśmiałam się i spostrzegłam że lenny się czerwieni.
-Coś się stało? Jesteś cały czerwony.
-Emmm czemu na mnie siedzisz.-zapytał a ja się zorientowałam, że z niego nie zeszłam.
-sorki wiem jestem ciężka...-Już chciałam zejść a len złapał mnie lekko usiadł przyciągnął do siebie i zaczął całować. Znowu to cholernie przyjemne uczucie. Lekko już nas rozłączał lecz ja przytuliłam go mocniej i kontynuowałam wcześniejszą czynność. Gdy przerwaliśmy żadne nie przepraszało tak jak ostatnim razem, zeszłam z niego położyłam się obok i razem podziwialiśmy obłoki.
-Patrz ostrogłowy królu tam jest króliczek.
-Rzeczywiście, hmm... zobacz a tam jest coś na kształt guan-dao- zaciekawił się len.
-A obok tego jakaś brzydka postać z czubem na głowie...-udałam zamyśloną po czym się roześmiałam.
-Coś sugerujesz?-teraz zrobił minę ale foch.
-nie nic takiego tylko jakiegoś brzydkiego chłopaka z czubem na głowie i guan-dao...
-Zapłacisz mi za to żabciu.-wstał przewiesił mnie przez ramie i biegł coraz bliżej jeziora.
-Len, nie nie chce być mokra, Len nie, leeeeeeeeeen.-wrzeszczałam jak jakaś uprowadzana.
-Ciiii,- powiedział i wskoczył ze mną do jeziorka. Nagle w jeziorku mnie puścił.
-Leeeen ja nie umiem pływać- krzyknęłam zaczęłam udawać że się topie i powoli lekko się śmiejąc opadałam w kierunku dna. Słyszałam jego stłumione krzyki i co chwilowy plusk nurkował i wynurzał się a ja popłynęłam na dno, 3 metry pod brzegiem. Dzięki coraz to nowym zdolnościom umiem oddychać pod wodą bez niczego. Nie długo ale umiem. Czułam że na razie wystarczy i wynurzyłam się ze śmiechem. Len popatrzył na mnie i zaczął się drzeć:
-wiesz jak się wystraszyłem!Nigdy więcej tak nie rób!!!
-Noo dobrzee dobrzeee-Podpłynełam do niego i po raz kolejny zaczęliśmy się całować. Gdy odłączyliśmy się chyba chciał znowu się przybliżyć lecz ja dałam mu buziaka w policzek i wrzasnęłam że gramy w buziakowego berka. Len się zaśmiał.
-Co się śmiejesz goooniszz- krzykałam a len już ruszył w kierunku mnie. Pływaliśmy, goniliśmy się nawzajem, dawaliśmy buziaki i podtapialiśmy. Gdy wyszliśmy śmiałam się z czuba lena którego w tej chwili nie było. Jego włosy teraz były ułożone podobnie jak u yoh tylko dłuższe.
-Haha, już nie jesteś ostro włosy.-chichotałam.
-A ty już nie masz idealnych włosów tylko loczki- rówienż się śmiał, nie przejęliśmy się naszymi fryzurami i ruszyliśmy w kierunku domu, robiło się już ciemno.
-Chika... Czyli ze... My... Chodzimy?-zapyta lekko poddenerwowany len.
- Nie słyszałam jeszcze takiego pytania- odpowiedzialam spokojnie.
-emmm a co byś mi odpowiedziała?
-Jakby chciał kiedyś spytać to ci odpowiem.- powiedziałam i szliśmy w ciszy...
20 min później
-Len dom jest w tamtym kierunku...-pokazałam ręką kierunek, lecz ten powiedział że idziemy na spacer, wtedy siedziałam znów cicho... Szliśmy ulicami naszego miasta aż doszliśmy do jakiejś jaskini...
-Len ją się boję gdzie idziemy- zapytałam drżącym głosem.
-Zaufaj mi, nie ma się czego bać...
-Nie Len ją się wracam!-ruszyłam w kierunku wyjścia, fioletowowlosy przytulił mnie i wziął na ręce przytuliłam się mocno i len kontynuował trasę. Nie wiem jak szliśmy bo zasnęłam...
Gdy się obudziłam szybko spostrzegłam że nie jestem w swoim łóżku, lecz na jakimś hamaku, obok mnie leży len i patrzy się na mnie. Rozglądnęłam się do okola byliśmy w pięknym miejscu wszędzie kolorowe kwiaty roślinność, hamak, trawa różnej długości, mały stawek coś na podobiznę oczka wodnego, byłam wniebowzięta.
-i jak ci się podoba- zapytał len
-Jest pięknie, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?-wstaliśmy z hamaku.
-chika... Czy ty chciałabyś że mną chodzić?-zapytał zaczerwieniony len i podarował mi małego fioletowego kwiatka.
-Lenny... Nie przeszkadza ci to że jest pomiędzy nami prawie 3 lata różnicy...?
-Nie...
-Tak- odpowiedziałam i zaczęłam go namiętnie całować.
-Czyli jesteśmy para?-zapytał gdy pół godziny później siedzieliśmy w hamaku.
-Tak z tego co wiem to tak- uśmiechnęłam się w stronę mojej drugiej połówki.
-Wracajmy wszyscy się pewnie martwią w końcu nie ma nas cały dzień...
-I noc...
-Cooo!! - Dopiero teraz zauważyłam że już jest dzień.
-Wracajmy...
-Dobrze, którędy?
-Możemy iść przez wodospad, ścieżkę lub przepłynąć łódka...
-Może tak na wariata?-więcej nie musiałam mówić len skoczył że mną za rękę w ścianę wodospadu. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę że to miejsce było ukryte za wodospadem. Spadaliśmy sobie spokojnie z 30 metrów za rękę do wody, była głęboka a my świetnie pływamy wiec nic się nie stało. Wyszliśmy z jeziorka do którego wpadał wodospad i udaliśmy się w stronę domu. Moja ręka odszukała rękę lena i szliśmy całą drogę z splecionymi palcami.
-Len może na razie nie będziemy nikomu mówić.?
-Chcesz udawać że nie chodzimy?
-Nie po prostu nie będziemy im tego oznajmiać gdy się domyśla sami będzie ok... Na razie glupio mi po incydencie z yoh. Dziewczyny straciły wszelki szacunek i zaufanie do chłopaków. Nawet pilika do treya chodź w mniejszej ilości. Jun stara się utrzymywać dobre relacje z tobą ale też trzyma się trochę dalej...
-Dobrze wiec gdy sami zauważą to potwierdzimy.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział XVI "To koniec, ostateczny atak"-Hao

  Szczerze nie podoba mi sie ten rozdział, ale wena powoli małymi kroczkami wraca, większość spraw zaczyna sie układać a ja odzyskałam jakąś chęć do życia, myśle że następny rozdział będzie do tygodnia i jeśli wszystko wyjdzie to będzie dużo lepszy od tego. Od tego rozdziału Hao będzie sie pojawiał więcej, chodź pewnie zdziwicie sie w jakiej wersji :D
Zapraszam do czytania :3

Obudziły mnie jakieś śmiechy, gdy otworzyłam oczy stali nadepną wszyscy:Anna Pilika Jun Tamao morty yoh ryu layserg faust i horo horo.
-Emm co wy tu?-zapytałam, len się dopiero powoli przebudzał. Usiadłam opierając się na kłodzie
-Chłopaki chcieli iść z nami po lena i yoh, to poszliśmy pobiegać razem. Gdy byliśmy na miejscu zciągnełyśmy yoh i szukaliśmy lena, gdy się zorientowaliśmy ze pali się małe ognisko podeszliśmy i zobaczyliśmy was. Jest już 10.
-Cooo ja tyle spałam?-dziwiłam się chociaż poszłam spać o godzinie w której zwykle wstaje. Len podniósł się tak jak ja i przysłuchiwał się całej sytuacji.
-Ooo kródkomajtku co ty się tak tulisz. To ty masz uczucia? Gdzie ten lód i kamień hmmm...-darł się ze śmiechem Trey.
-Hahahaa myślisz że to jest wyrażanie uczuć. Jakbyś widział co działo się w nocy przed rozpaleniem ogniska.-śmiał się yoh.
-Zamknijcie się wszyscy!-wrzeszczał len. Wstał, pomógł mi wstać i wszyscy udaliśmy się do domu. Przez całą drogę nie odzywałam się z Lenem. Wszyscy coś szeptali i się śmiali.
W Domu.
Okolice kolacji.
-Niezła była dzisiejsza walka co nie!-Wrzeszczał trey.
-No wiecie Jun i Tamao nie miały ze mną szans -Chwialił się Joko.
-Ekhem nie chce ci wypominać że to ja prawie cały czas walczyłem.- dorzucił Yoh
-Dobra już dobra cicho bądźcie pamiętajcie że jest remis-darł się Morty.
-Ja spadam do pokoju, dobranoc.-powiedziałam i wyszłam chociaż była dopiero 19. Dzisiaj po walce ułożyłyśmy wszystko i wstawiłyśmy łóżka każda teraz miała łóżko jednoosobowe prócz anny której zostało poprzednie. Wykąpałam się przebrałam i położyłam. Leżałam i myślałam o naszym pocałunku. Czy to coś pomiędzy nami zmieni? Czy ja jestem zakochana.? Te pytania mnie cały czas dręczyły. W końcu zasnęłam.
Następnego dnia
-AAAAAAAAAAAAAAAA...- jakieś wrzaski z dołu mnie obudziły. Zaraz spostrzegłam że to Tamao i razem z dziewczynami zbiegłam na dół łącząc się po drodze z chłopakami.
-Tamao co się dzieje!- Krzyknęłam i weszłam do przedpokoju gdzie tamao zamkneła komuś drzwi przed nosem.
-TAM ZA DRZWIAMI JEST HAO!!!-wrzasnęła i wszyscy wybiegli na dwór.
-Witajcie! Dobrze was widzieć, ale przyszedłem po Chike. Ostatnim razem mi uciekłaś ale postanowiłem ci darować lecz musisz do mnie dołączyć, chyba już wiesz co to szamaństwo więc będzie troche łatwiej cie czegoś nauczyć.-Mówił spokojnie hao.
-To znowu ty? Ech. Daj se siana. Chodźcie do domu to tylko ten psychol z lasu.-powiedziałam i ruszyłam z powrotem w kierunku domu, jednak gdy zobaczyłam że wszyscy wryci na mnie patrzą, zapytałam o co chodzi.
-Chika mówiłem ci że Hao jest bardzo silny i dąży do zagłady świata, mógłby cie zabić nie ruszając się z miejsca.- mówił len jakby tłumaczył to małemu dziecku.
-To o nim mówiłeś!
-Tak...
-Ejjj ty psycholu tam na górze może zejdziesz z tego ducha i staniesz ze mną twarzą w twarz?
„Chika nie prowokój go do niczego i nie nazywaj go psycholem”
„wiem co robię”
-Anno przełamałem twoja barierę i czytam ci w myślach, martwisz się o Chike tak? Natomiast ty Chika... nie mogę przełamać twojej bariery. Więc dołączasz do mnie czy żegnasz się z życiem? A ty co się tak gapisz braciszku? O i jeszcze tak apropo ładna koronka i wstążeczki na tej sukieneczce aż chce się chrupać-Nawijał hao, a ja nie zwróciłam uwagę ani na to że jestem w piżamie, ani że chyba dostałam komplement.
-Yoh to twój brat?-zapytałam przyjaciela.
-Tak...
-Hahaha współczuje... Nie mogłeś mu dać wskazówek drogi do fryzjera?-śmiałam się, a hao jak na zawołanie znikł uśmiech, inni śmiali się ze mną chodź mniej bo nie chcieli się narażać.
-Hahaha powiedzmy że nie mam za dobrego kontaktu.-śmiał się jako jedyny z innych yoh.
-Przestańcie bo was zniszczę- Wycedził przez zęby.
-Bo co? Bo walniesz nas swoją grzywą!!!-wrzasnęłam razem z yoh chociaż jeszcze jestem na niego zła za ten incydent z Anną. Yoh chyba wiedział o co mi chodzi.
-Cicho!
-Chika zgadnij kogo naśladuje- przyjaciel zaczął potrząsać włosami i robić głupie miny.
-wiem to HAO!!!-wrzasnęłam a wszyscy patrzyli wzrokiem „przystopuj bo on zaraz was zabije”
-To koniec. OSTATECZNY ATAK-Wszyscy odskoczyli oprócz mnie i młodego Asakury, śmialiśmy się w najlepsze.
-Chyba ktoś nie trafił jak myślisz yoh, włosy mu zasłoniły?-śmiałam się nadal.
-Tak tak podejrzewam.
-Jak to nie trafiłem!!! JA ZAWSZE TRAFIAM-wściekał się starszy Asakura i wszyscy nagle zrozumieli o co nam chodziło
-Widze że ktoś się boi nożyczek-Śmiał się lenny.
-Nie, to nie może być prawda.-wściekał się hao.
-A ja jednak sądzę że się ich boisz-wrzeszczał trey.
-Nędzny szamanie! Ja mówię o tym że nie trafiłem.-Wycedził przez zęby.
-A ja mówię o tym że boisz się nożyczek.-Dołączyła się pilika.
-Dlaczego ja nie trafiłem...-zastanawiał się starszy Asakura.
-Bo atakowałeś w złości ciołku.-w końcu przestałam się śmiać i mogłam coś powiedzieć.
-Jeszcze cie dopadne, kiedy się tego będziesz najmniej spodziewała... Bój się...-upadłam mocno na twarz, a on uciekł.
-Chika nic ci nie jest!-wszyscy pojawili się nagle obok mnie, a ja płakałam. Podnieśli mi twarz i w końcu zauważyli ze upadłam i płacze ze śmiechu po czym dołączyli do mojej czynności i śmialiśmy się, aż do śniadania.
-Hahaha, a słyszeliście jak gadał: O i jeszcze tak apropo ładna koronka i wstążeczki na tej sukieneczce aż chce się chrupać.-Chłopaki mi to cały dzień wypominali jedynie yoh, len i lyserg tego nie robili, chyba ich to nie śmieszyło.
-Dobra przestańcie. Wszyscy wybiegli jak spali. Treyyy no weźźźź te twoje serduszka na bokse...-zaczęłam lecz nie dane mi było skończyć bo horo się na mnie rzucił. Zrzucił mnie z krzesła i razem turlaliśmy się po podłodze, a Usui co chwile mnie gilgotał.
-Już będziesz cicho?-Zapytał i pomógł mi wstać.
-Chyba śnisz!- wrzasnęłam i usiadłam z powrotem do śniadania. Skończyłam jeść i wstałam od stołu:
-Idę pobiegać!-krzyknęłam i chciałam wyjść lecz zatrzymał mnie Lays.
-Nie możesz iść sama słyszałaś co mówił hao, chce cie dopaść gdy nie będziesz się tego spodziewała, to może również znaczyć, że gdy będziesz sama.-Gderał Lyserg, a ja stwierdziłam że dam rade, dałam mu buziaka i wyszłam bez słowa. Wiedziałam że gdybym nie sparaliżowała go tym buziakiem to by za mną pobiegł niestety stał i się nie ruszał co było okazją do wyjścia. Biegłam spokojnie wzdłuż lasu, pomyślałam że nic się niestanie gdy pobiegam sobie w jego środku. Weszłam w głąb i biegłam przed siebie zaczeła mi się przypominać chwila gdy pierwszy raz pojawił się ten psychol i lenny który uratował mi życie... Był wtedy wredniejszy i bardziej zamknięty w sobie. Dobiegłam do jakiegoś jeziorka. Usiadłam przy nim i wgapiałam się w wode. Nagle spostrzegłam że na innym brzegu jeziora ktoś siedzi. Od razu poznałam tą osobe, podeszłam do niej i przytuliłam od tyłu.